Aktualności
RSS
Pielgrzymkowe wspomnienie Powstania Warszawskiego
Po wielkich kłopotach technicznych zamieszczamy pierwszy film z Pielgrzymki. Jutro kolejne odcinki zapraszamy...
»
Dzień IV: Bierzwnik - Drezdenko
Dwa dni temu bracia pomagali mi iść, dziś to ja podtrzyymywałam na duchu kolegę. Dołączył do nas dziś i biedny jeszcze nie przywykł do zabójczego tempa marszu. Od pierwszego dnia wędrówki moją uwagę przykuła zasada, którą odważę się nazwać pierwszym prawem pielgrzyma: zakaz marudzenia. Pielgrzym jest uśmiechnięty, wyprostowany i dziarskim krokiem przemierza miejskie, wiejskie, leśne i bliżej nieokreślone drogi, dotrzymując dość szybkiego kroku, choćby już "jechał na oparach".
Poznałam siostrę, która ma skręconą kostkę, "asfaltówkę" w stopach, dwa pęcherze, a za każdym razem, gdy pytam ją "Jak tam?" uśmiecha się i mówi "Dobrze!". To jeden z wielu przykładów, z których mogę nauczyć się pokory. Każdy kolejny pęcherz jest jakby dowieszonym ciężarkiem do krzyża, który niesiemy na Jasną Górę, każdy z nas w swojej intencji. W tym duchu pokuty inaczej patrzę na moje zbolałe stopy czy głód czasem doskiwierający w drodze. Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że dzielnie, w milczeniu znoszę chwile próby. Zdarza mi się marudzić, ale od jutro koniec ze stękaniem! Nawet nie będę miała wyboru. Jutro przechodzę do specjalnie utworzonej na ten jeden dzień grupy św. Teresy, aby cały dzień przejść w milczeniu. Wiem jedynie, że tematem rozmyślań będzie przebaczenie. Co z tego wyniknie, napiszę jutro.
Na dzisiejszy nocleg załapałam się wraz z ośmioma osobami i małymi dziećmi do pobożnej rodziny zamieszkałej w domu jednorodzinnym. Tak więc w "duchu pokuty" siedzę właśnie we własnym pokoju mocząc nogi w wodzie z solą i głaszcząc się po pełnym brzuchu. Gdyby nie chrapanie braciszków zza ściany zapomniałabym, że to "hotel".
Nie taki straszny żywot pielgrzyma jak go malują.
»
Dzień III: Choszczno - Bierzwnik
Moje nogi miewają się zdecydowanie lepiej (Chwała Panu!) dzięki wielkiej pomocy sióstr medycznych z punktu sanitarnego. Bez problemów przeszłam trasę, która liczyła 26 km. Było więcej czasu na postoje, gdzie zwłaszcza we wsi Zieleniewo mieszkańcy ugościli nas sytym obiadem. Moje szczecińskie bułki zjadły lisy :). Dotarliśmy do Bierzwnika dość wczesną porą, gdzie większość z nas nocowała w szkole. Ponieważ pielgrzym musi być "twardy, nie miętki", woda ze szkolnego prysznica powinna być zimna. Nie zawiodłam się i ochoczo poprawiłam sobie krążenie. Samo zdrowie!
Później pod kościołem na małej drewnianej scenie śpiewający i grający bracia, siostry i ojcowie roztańczyli większość pielgrzymów rytmami "Macareny", "kaczuch", poloneza i "belgijki", a ojcowie, zrzuciwszy sutanny, wywijali razem z nami.
Nie należę do żadnej wspólnoty kościelnej, dlatego nie znam księży z innej strony niż murów kościoła i konfensjonałów. Tutaj jestem mile zaskoczona tym jak zwyczajnymi, "równymi gościami" są kapłani. Bawią się raze z nami, śmieją się, żartują, zaczepiają, tańczą. Gdyby koloratka, pomyślałabym, że to tacy sami studenci jak ja. Dzisiejsze doświadczenie zdecydowanie skróciło mój dystans do osób duchownych.
Ksiądz też człowiek!
»
fragment przeznaczony na dzień 30 lipca 2013
I. Myśmy uwierzyli miłości (por. 1 J 4, 16) Abraham, nasz ojciec w wierze
»
Dzień II: Stargard Szczeciński - Choszczno
Po porannej mszy świętej ruszyliśmy w drogę do Choszczna. Niedługo po starcie musieliśmy nieco zboczyć z drogi z powodu remonu ulic i dzielnie przemierzyliśmy zabłocone wiejskie drogi otoczone łąką z piosenką "Tu narazie jest ściernisko (...)" na ustach.
Już dziś, mimo że to dopiero drugi dzień, moja pielgrzymka stanęła pod znakiem zapytania. Niestety okazało się, że mam uczulenie, tzw. asfaltówkę. Wczoraj czułam lekki ból nóg, ale nie marudziłam i szłam dalej. Dziś niestety, od połowy trasy całe moje uda z tyłu poczerwieniały i lekko napuchły . Trochę ciężko było mi iść ostatnie 5 km (dziś trasa liczyła 38 km). Oddałam to cierpienie Jezusowi i niedługo potem moi współbracia bardzo mnie wsparli fizycznie i duchowo. Dzień zakończyłam na wizycie w punkcie sanitarnym (pozdrowienia kochane siostry medyczne!), a noclega zapewnili bardzo mili starsi państwo.
»