2013
Dzień IV: Bierzwnik - Drezdenko
Dwa dni temu bracia pomagali mi iść, dziś to ja podtrzyymywałam na duchu kolegę. Dołączył do nas dziś i biedny jeszcze nie przywykł do zabójczego tempa marszu. Od pierwszego dnia wędrówki moją uwagę przykuła zasada, którą odważę się nazwać pierwszym prawem pielgrzyma: zakaz marudzenia. Pielgrzym jest uśmiechnięty, wyprostowany i dziarskim krokiem przemierza miejskie, wiejskie, leśne i bliżej nieokreślone drogi, dotrzymując dość szybkiego kroku, choćby już "jechał na oparach".
Poznałam siostrę, która ma skręconą kostkę, "asfaltówkę" w stopach, dwa pęcherze, a za każdym razem, gdy pytam ją "Jak tam?" uśmiecha się i mówi "Dobrze!". To jeden z wielu przykładów, z których mogę nauczyć się pokory. Każdy kolejny pęcherz jest jakby dowieszonym ciężarkiem do krzyża, który niesiemy na Jasną Górę, każdy z nas w swojej intencji. W tym duchu pokuty inaczej patrzę na moje zbolałe stopy czy głód czasem doskiwierający w drodze. Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że dzielnie, w milczeniu znoszę chwile próby. Zdarza mi się marudzić, ale od jutro koniec ze stękaniem! Nawet nie będę miała wyboru. Jutro przechodzę do specjalnie utworzonej na ten jeden dzień grupy św. Teresy, aby cały dzień przejść w milczeniu. Wiem jedynie, że tematem rozmyślań będzie przebaczenie. Co z tego wyniknie, napiszę jutro.
Na dzisiejszy nocleg załapałam się wraz z ośmioma osobami i małymi dziećmi do pobożnej rodziny zamieszkałej w domu jednorodzinnym. Tak więc w "duchu pokuty" siedzę właśnie we własnym pokoju mocząc nogi w wodzie z solą i głaszcząc się po pełnym brzuchu. Gdyby nie chrapanie braciszków zza ściany zapomniałabym, że to "hotel".
Nie taki straszny żywot pielgrzyma jak go malują.