Konferencje 2016
konferencja 28.07.2016 r.
"Podaję ludziom naczynie, z którym
mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia.
Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie" (Dz. 327).
Temat: Obraz Jezusa Miłosiernego
s. Teresa Szałkowska
"Podaję ludziom naczynie, z którym
mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia.
Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie" (Dz. 327).
"Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem,
był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy,
ta niedziela ma być Świętem Miłosierdzia" (Dz. 47).
Płock "22 lutego 1931 r. wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie.
(...) Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. (...) Ja pragnę, aby było Miłosierdzia Święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być Świętem Miłosierdzia. Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do mnie grzesznik.
(...) Kiedy raz umęczona tymi różnymi trudnościami, jakie miałam z tego powodu, że Jezus przemawia do mnie i żąda malowania tego obrazu, postanowiłam sobie mocno, przed ślubami wieczystymi, prosić ojca Andrasza, żeby mnie zwolnił
z tych wewnętrznych natchnień i obowiązku malowania tego obrazu. Po wysłuchaniu spowiedzi ojciec Andrasz dał mi taką odpowiedź: Nie zwalniam siostry z niczego i nie wolno się siostrze uchylać od tych wewnętrznych natchnień, ale o wszystkim musi siostra mówić spowiednikowi, koniecznie, absolutnie koniecznie, bo inaczej zejdzie siostra na manowce pomimo tych wielkich łask Bożych. Chwilowo się siostra u mnie spowiada, ale niech siostra wie, że musi mieć stałego spowiednika, czyli kierownika duszy. Zmartwiłam się tym niezmiernie. Myślałam, że się uwolnię od wszystkiego, a tu stało się przeciwnie - wyraźny nakaz, żeby iść za żądaniem Jezusa. I znowuż udręka, bo nie mam stałego spowiednika.
(...) Jednak dobroć Jezusa jest nieskończona, obiecał mi pomoc widzialną na ziemi i otrzymałam ją w krótkim czasie w Wilnie. Poznałam w ks. Sopoćce tę pomoc Bożą. Nim przyjechałam do Wilna, znałam go przez wewnętrzne widzenie.
W pewnym dniu widziałam go w kaplicy naszej pomiędzy ołtarzem
a konfesjonałem. Wtem usłyszałam głos w duszy: Oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę moją" (Dz. 47-53).
Zadanie wyznaczone przez Pana Jezusa dla siostry Faustyny było po ludzku niewykonalne, ponieważ nie posiadała ona podstawowych umiejętności plastycznych. Starając się być posłuszną woli Bożej aby namalować obraz szukała pomocy u współsiostry, jednak nic z tego nie wyszło.
Przynaglenia Pana Jezusa do wykonania tego zadania z jednej strony, a z drugiej niedowierzanie spowiedników i przełożonych, stało się dla siostry Faustyny wielkim osobistym cierpieniem. W czasie pobytu w Płocku (ponad 2 lata), a potem w Warszawie, wciąż myślała o niewykonanym żądaniu Pana Jezusa, tym bardziej, że dawał jej odczuć jak wielkie w planach Bożych jest zadanie, które jej zleca.
"Nagle ujrzałam Pana, który mi powiedział: wiedz o tym, że jeżeli zaniedbasz sprawę malowania tego obrazu i całego dzieła miłosierdzia, odpowiesz za wielką liczbę dusz w dzień sądu" (Dz. 154).
Po złożeniu ślubów wieczystych siostrę Faustynę przeniesiono do domu zakonnego w Wilnie (25 maja 1933 r.). Tutaj spotkała obiecaną jej wcześniej pomoc - spowiednika i kierownika duchowego księdza Michała Sopoćkę, który podjął próbę realizacji żądań Pana Jezusa.
"Wspomnienia" ks. Sopoćki:
"Wiedziony bardziej ciekawością jaki to będzie obraz, niż wiarą w prawdziwość tych widzeń, poprosiłem artystę malarza prof. Eugeniusza Kazimirowskiego
o namalowanie tego obrazu".
Ksiądz Sopoćko częściowo zapoznał malarza z misją siostry Faustyny i zobowiązał go do zachowania tajemnicy. Ten ceniony i gruntownie wykształcony malarz, malując obraz zrezygnował z własnej artystycznej koncepcji, aby rzetelnie odtwarzać na płótnie to, co relacjonowała siostra Faustyna. Przychodziła ona do pracowni malarskiej, co najmniej raz w tygodniu przez pół roku, aby wskazywać uzupełnienia i potrzebne korekty. Starała się, aby obraz Jezusa Miłosiernego był dokładnie taki, jaki był jej ukazany w wizji. W malowaniu obrazu czynnie uczestniczył ksiądz Sopoćko - fundator dzieła, który na prośbę malarza pozował ubrany w albę.
Czas wspólnego malowania stał się okazją do bardziej wnikliwego odczytania treści obrazu. Sporne kwestie rozstrzygał sam Pan Jezus (Dz. 299; 326; 327; 344). Bardzo wymowna była rozmowa siostry Faustyny z Panem Jezusem na temat malowanego obrazu:
"... kiedy byłam u tego malarza, który maluje ten obraz, i zobaczyłam, że nie jest tak piękny, jakim jest Jezus - zasmuciłam się tym bardzo, jednak ukryłam to
w sercu głęboko. (...) matka przełożona została w mieście dla załatwienia różnych spraw, ja sama powróciłam do domu. Zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: Kto Cię wymaluje takim pięknym, jakim jesteś? - Wtem usłyszałam takie słowa: Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej" (Dz. 313).
Z rozmowy tej emanuje szczerość osoby obdarowanej nadprzyrodzoną łaską, która w swych przeżyciach mistycznych - widziała piękno zmartwychwstałego Zbawiciela. Pan Jezus wielokrotnie ukazywał się siostrze Faustynie w takiej postaci, jaka została namalowana na obrazie (Dz. 473; 500; 560; 613; 657; 1046),
a także wielokrotnie żądał, aby ten obraz, który uświęcił swą żywą obecnością, był udostępniony do publicznej czci.
Dzięki staraniom księdza Sopoćki, obraz Miłosiernego Zbawcy wystawiony
w oknie galerii przy kaplicy Matki Bożej Miłosierdzia w Ostrej Bramie w Wilnie, 26-28 kwietnia 1935 r. po raz pierwszy doznawał publicznej czci w czasie uroczystego zakończenia obchodów Jubileuszu 1900-lecia Odkupienia Świata.
W ostatnim dniu uroczystości (była to pierwsza niedziela po Wielkanocy)
w nabożeństwie uczestniczyła siostra Faustyna. Kazanie o Bożym miłosierdziu wygłosił ks. Sopoćko, tak, jak tego żądał Pan Jezus.
"Przez trzy dni był ten obraz wystawiony na widok publiczny i odbierał cześć publiczną, ponieważ był umieszczony w Ostrej Bramie, w szczycie okna, dlatego było go widać z bardzo daleka. W Ostrej Bramie obchodzono uroczyście przez te trzy dni zakończenie Jubileuszu Odkupienia Świata - 1900-lecie od męki Zbawiciela. Teraz widzę, że złączone jest dzieło Odkupienia z dziełem miłosierdzia, którego żąda Pan" (Dz. 89).
Uroczystości Jubileuszowe w Ostrej Bramie były dla siostry Faustyny znakiem
i wypełnieniem wcześniej zapowiadanych łask - publicznym objawieniem potęgi Bożego miłosierdzia.
"Kiedy został wystawiony ten obraz, ujrzałam żywy ruch ręki Jezusa, który zakreślił duży znak krzyża. W ten sam dzień wieczorem (...) ujrzałam, jak ten obraz szedł ponad miastem, a miasto to było założone siatką i sieciami. Kiedy Pan Jezus przeszedł, przeciął wszystkie sieci..." (Dz. 416).
"Kiedy byłam w Ostrej Bramie w czasie tych uroczystości, podczas których obraz ten został wystawiony, byłam na kazaniu, które mówił mój spowiednik; kazanie to było o miłosierdziu Bożym, było pierwsze, czego żądał tak dawno Pan Jezus. Kiedy zaczął mówić o tym wielkim miłosierdziu Pańskim, obraz ten przybrał żywą postać i promienie te przenikały do serc ludzi zgromadzonych, jednak nie w równej mierze, jedni otrzymali więcej, a drudzy mniej. Radość wielka zalała duszę moją, widząc łaskę Boga" (Dz. 417).
"Kiedy kończyło się nabożeństwo i kapłan wziął Przenajświętszy Sakrament, aby udzielić błogosławieństwa, ujrzałam Pana Jezusa w takiej postaci, jako jest na tym obrazie. Udzielił Pan błogosławieństwa, a promienie te rozeszły się na cały świat. Ujrzałam jasność niedostępną na kształt mieszkania kryształowego, utkanego z fal jasności nieprzystępnej żadnemu stworzeniu ani duchowi. Do tej jasności były trzy drzwi - i w tej chwili wszedł Jezus w takiej postaci, jako jest na tym obrazie, do tej jasności - w drzwi drugie, do wnętrza jedności" (Dz. 420).
Metropolita wileński abp Romuald Jałbrzykowski, po pozytywnej opinii rzeczoznawców, 4 kwietnia 1937 r. wydał pozwolenie, aby pierwszy obraz Miłosiernego Zbawiciela został poświęcony i umieszczony w kościele pw. Św. Michała w Wilnie. W kościele tym, pięknie wyeksponowany w sąsiedztwie głównego ołtarza, był czczony i obdarowany licznymi wotami, emanował świętością, a nabożeństwo do Bożego miłosierdzia szybko rozszerzało się poza granice Wilna. W przedziwny sposób, bez względu na ograniczone możliwości, docierało do milionów ludzi na świecie.
W późniejszej korespondencji siostra Faustyna pisze do ks. Sopoćki:
"Dał mi Bóg poznać, że jest zadowolony z tego, co już jest zrobione. Pogrążając się w modlitwie i w bliskości Bożej doznałam w duszy głębokiego spokoju o całość dzieła tego. (...) A teraz co się tyczy tych obrazów [małych kopii] (...) Po trochu kupują ludzie i niejedna dusza już doznała łaski Bożej, która spłynęła przez to źródło. Jak wszystko, tak i to pójdzie powoli. Obrazki te nie są tak ładne, jak ten duży obraz. Kupują je ci, których pociąga łaska Boża..." (Kraków, 21 luty 1938 r.).
Na skutek działań wojennych (1939-1945) i włączeniu Litwy do ZSRR, obraz Jezusa Miłosiernego na kilkadziesiąt lat stał się niedostępny dla pielgrzymów. Pomimo wielu zagrożeń (był ukrywany na strychu, wielokrotnie zwijany w rulon, przechowywany w nieodpowiednich warunkach, w wilgoci i na mrozie, nieudolnie restaurowany), cudownym zrządzeniem Opatrzności przetrwał czasy komunizmu.
W czasie pielgrzymki na Litwę, 5 września 1993 r., w kościele pw. Św. Ducha
w Wilnie, przed obrazem Jezusa Miłosiernego modlił się papież Jan Paweł II.
W przemówieniu do wiernych, nazwał ten obraz
"ŚWIĘTYM WIZERUNKIEM"
W historii objawień znane jest tylko jedno wydarzenie, kiedy to Pan Jezus wyraził życzenie namalowania obrazu ze swoim wizerunkiem. Sam przedstawił
i zaakceptował jego plastyczne wyobrażenie - wielokrotnie ukazując siostrze Faustynie swoją żywą obecność w postaci takiej, jaka została odtworzona na namalowanym obrazie. Ponadto obietnicą szczególnych łask dla czcicieli tego obrazu - nadał mu niezwykłą wartość religijną.
"Przez obraz ten udzielać będę wiele łask, a przez to niech ma przystęp wszelka dusza do niego" (Dz. 570).
"Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie.
Obiecuję także, już tu na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi,
szczególnie w godzinę śmierci" (Dz. 47).
"Dwa promienie [na obrazie] oznaczają krew i wodę - blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz. Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu (...). Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga" (Dz. 299).
"Kiedy zaczął mówić [ks. Sopoćko] o tym wielkim miłosierdziu Pańskim, obraz ten przybrał żywą postać i promienie te przenikały do serc ludzi zgromadzonych..." (Dz. 417).
Pierwszy obraz z wizerunkiem Miłosiernego Jezusa od 2005 r. jest czczony
w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Wilnie.
Łaski
W czasie wojny żołnierze wszywali sobie malutkie obrazki Jezusa Miłosiernego do płaszcza. W ten sposób razem z I Armią Wojska Polskiego kult miłosierdzia Bożego rozszedł się po świecie. Jeden człowiek pojmany w czasie łapanki trafił do więzienia na Pawiaku. Trzymał obrazek Jezusa Miłosiernego pod kocem w swojej celi. Jednego dnia wywoływano ludzi przeznaczonych na rozstrzelanie. Między innymi padło jego nazwisko. Kiedy stał na korytarzu przypomniał sobie
o zostawionym w celi obrazku i poszedł po niego. Jednak kiedy wyszedł na korytarz – nie było już nikogo. Wybiegł na podwórko i zobaczył tył odjeżdżającego samochodu, a przy otwartej bramie żadnego wartownika. Wyszedł więc na zewnątrz – całkowicie wolny!
Nasza siostra pracująca w hospicjum pielęgnowała chorego śmiertelnie człowieka. Nie chciał księdza i deklarował się jako niewierzący, ale bardzo lubił tę naszą siostrę. Postawiła mu na stoliku obrazek z Jezusem Miłosiernym. Burknął, żeby go zabrać, ale ona niezrażona z pięknym uśmiechem powiedziała: „Proszę Pana, ja już kończę dyżur, ale zostawiam ten obrazek, bo on będzie Panu przypominał o mnie”... I wystarczyła jedna noc. Rano ten człowiek poprosił o spowiedź.