Niedziela, 06 lipca 2025 r. imieniny: Dominiki, Jaropełka, Łucji | XIV Niedziela okresu zwykłego | Wspomnienie obowiązkowe Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej

konferencje 2015

konferencje 2015 29 lipca 2015 wyświetleń: 1524

Konferencja 26.07.2015 r.

Na rekolekcjach dla kapłanów o. Daniel Ange, który przez wiele lat pracował jako misjonarz w Rwandzie, opowiadał wiele przejmujących historii o wierze tamtego ludu. Oto jedna z nich. Podczas krwawej wojny domowej, do małego seminarium w jednej z miejscowości, o godz. 5.00 wpadają rebelianci....

ks. Artur Ważny (diecezja tarnowska)

By dla każdego katolika „sercem niedzieli” była Eucharystia.

SEKRET MIŁOŚCI, CZYLI O GEOMETRII BOGA

„Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokośći poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą” (Ef 3,17-19).

„A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym»” (Mk 14, 22-25) 

Na rekolekcjach dla kapłanów o. Daniel Ange, który przez wiele lat pracował jako misjonarz w Rwandzie, opowiadał wiele przejmujących historii o wierze tamtego ludu. Oto jedna z nich. Podczas krwawej wojny domowej, do małego seminarium w jednej z miejscowości, o godz. 5.00 wpadają rebelianci. Krótko oznajmiają, że Tutsi mają przejść na lewo, a Hutu na prawo. Zgromadzona tam młodzież i kapłan odpowiadają, że nie ma tu Tutsi, ani Hutu, tu są Boże dzieci. Wszyscy zostali wymordowani. O. Daniel skomentował to jednoznacznie: „To są żywe Eucharystie”. Skąd czerpać taką moc świadectwa, taką siłę wewnętrznego przekonania, że właśnie ogląda się Boga i wtedy nawet nasze ludzkie życie staje się mniej warte, niż życie wieczne?

Na każdą niedzielę palmową, która jest od roku 1986 Światowym Dniem Młodzieży w wymiarze diecezjalnym, każdorazowy papież pisze do młodzieży specjalne orędzie. Na XXII ŚDM papież Benedykt XVI napisał orędzie o miłości. „Każda osoba odczuwa pragnienie, by kochać i być kochaną. Jednakże jak trudno jest kochać, ileż błędów i niepowodzeń wydaje się być wpisanych w miłość! Są i tacy, którzy powątpiewają czy miłość jest w ogóle możliwa. Ale jeśli nawet braki emocjonalne czy uczuciowe rozczarowania mogą doprowadzać do myślenia, że miłość jest jakąś utopią, jakimś nieosiągalnym snem, to czy można się z tym pogodzić? Nie! Miłość jest możliwa (…)” (Orędzie Ojca Świętego Benedykta XVI z okazji XXII ŚDM).

Pojawiają się jednak duże trudności w języku. Trudno dziś mówić o miłości, by nie popaść w jakieś niejednoznaczności. Wspomina o tym papież Benedykt XVI w swojej pierwszej encyklice „Bóg jest miłością”, sam analizując w niej trzy rodzaje miłości, nazywane w języku greckim: eros, filia i agape. Natomiast, Jean Guitton, profesor historii filozofii na Sorbonie w Paryżu, napisał książkę o miłości ludzkiej. Wyróżnia w niej 4 języki, jakimi mówi się o miłości: język poetyczny, język ascetyczny, język erotyczny i język biologiczny (zob. Jean Guitton, „Kobieta, miłość, rodzina”, PAX, Warszawa 1994). Już samo zestawienie tych różnych pojęć na temat miłości czy różnych języków, którymi mówimy o miłości, pokazuje nam, że nasze myślenie i mówienie o miłości jest bardzo wieloznaczne.

 Pojawia się więc dla nas chrześcijan poważna trudność, ponieważ miłość jest rdzeniem naszej religii. Czytamy w 1 Liście św. Jana Apostoła: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1J 4,16). Jakim więc językiem mówić o miłości? Znów z pomocą przychodzi nam Ojciec święty Benedykt XVI, pisząc we wspomnianym orędziu do młodych: „Wielką szkołą miłości jest zwłaszcza Eucharystia. Kiedy się regularnie i pobożnie uczestniczy we Mszy Świętej, kiedy w obecności Jezusa Eucharystycznego spędza się długie chwile na adoracji, wówczas łatwiej jest zrozumieć Długość, Szerokość, Wysokość i Głębokość Jego miłości przewyższającej wszelką wiedzę (por. Ef 3, 17-18)”.  Uczymy się więc miłości w szkole eucharystycznej i mówimy o miłości językiem eucharystycznym.

Najpierw papież mówi o regularnym uczestniczeniu we Mszy Świętej. Pewien młodzieniec, który po kilku latach przyszedł do spowiedzi, opowiadał kapłanowi, w jaki sposób zaczęła się jego degradacja moralna. Wyjechał do Irlandii do pracy. W swojej parafii był ministrantem i lektorem. Zagranicą nie było początkowo łatwo. Nie mógł się odnaleźć. Szukał nawet kościoła w pobliżu, ale nie znalazł. Jak twierdził trudności językowe nie pozwalały mu uczestniczyć we Mszy świętej celebrowanej w języku angielskim. Początkowo czuł się nieswojo bez niedzielnej Eucharystii. Z czasem jednak, widząc że wielu innych Polaków oraz Irlandczyków w ogóle porzuciło religijne praktyki, także i on uznał, że można żyć bez niedzielnej Mszy świętej. Inni tak żyją, to i on może. Od tego czasu w jego życiu zaczęło się dziać coraz gorzej. Pojawiły się grzechy, które wcześniej były nie do pomyślenia. Wkrótce niemoralne życie stało się normą. Zakończył stwierdzeniem: „Proszę księdza, co tu dużo mówić, wszystko zaczęło się psuć, odkąd przestałem chodzić na niedzielną Eucharystię”.

Historia, jakich – niestety – wiele. I wcale nie jest to problem naszych tylko czasów. Już na początku chrześcijaństwa mieli z tym problemy wierzący. Czytamy w Liście do Hebrajczyków: „Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem, i to tym bardziej, im wyraźniej widzicie, że zbliża się dzień” (Hbr 10,25). Regularne uczestniczenie we Mszy świętej jest gwarancją, że nawet jeśli w życiu pobłądzimy, to będzie nas Jezus mógł odnajdywać na Eucharystii. Dlatego dajmy sobie i Jemu tę szansę.

Następnie papież napisał w orędziu, że mamy we Mszy świętej pobożnie uczestniczyć. Nie ma tu mowy o przeżywaniu Mszy świętej. Czasem się na to niektórzy skarżą, nie mogąc doświadczać głębi przeżyć podczas liturgii. Kościół nam mówi wyraźnie, że mamy w Eucharystii pobożnie uczestniczyć, czyli wykonywać to wszystko bądź nie wykonywać czegoś innego, niż mówią o tym przepisy liturgiczne.

Na I Kongresie Nowej Ewangelizacji w Kostrzynie nad Odrą, biskup Grzegorz Ryś mówił o tym, kiedy Eucharystia staje się wydarzeniem ewangelizacyjnym, czyli wprowadza Osobę Jezusa w życie wspólnoty. Dzieje się tak wówczas, kiedy Msza Święta angażuje każdego człowieka, i gdy on spełnia tylko to i wszystko to, do czego jest uprawniony. Korzystasz z tych wszystkich możliwości, które daje ci Msza święta? Słuchasz, patrzysz, odpowiadasz, śpiewasz, stoisz, klęczysz, siedzisz, wykonujesz gesty odpowiednie, przystępujesz do Komunii świętej? Ile się tu dzieje? Nie ma czasu na nudę.

Ponadto, Eucharystia uobecnia w moim życiu Chrystusa, kiedy jest zbiorem symboli, czyli takich słów i znaków, które nie tylko rozumiem, ale one są moje, mnie wyrażają. Te wszystkie wyżej wymienione postawy, zaangażowania w Eucharystię powinienem rozumieć. Co to znaczy, że stoję, biję się w piersi, dlaczego klękam? Jeśli mam świadomość tych znaków, to nawet jeśli chwilowo się rozproszę, to wówczas owe gesty i postawy będą mnie wyrażać i pozwolą mi szybko znów skupić uwagę.

Eucharystia jest też ewangelizacyjnym doświadczeniem, kiedy chodzi mi w niej o relacje, a nie tylko o obrzęd. Wszystkie podejmowane podczas Mszy świętej czynności i słowa, mają bowiem zaprosić mnie na nowo do relacji z Bogiem, ze sobą i z drugim człowiekiem. Tak mam w niej uczestniczyć, by się bardziej spotkać z wymienionymi wcześniej osobami. Jeśli nie dochodzi do spotkania, pogłębienia więzi, to znaczy, że chodzi mi tylko o rytuał, o spełnienie obowiązku, o pustą pobożność, która nie spełnia tego, czym ma być – nie prowadzi do spotkania z drugim.

Na koniec Msza święta może spełnić owe zadania, jeśli jest sprawowana w konkretnej wspólnocie wiernych. Dlatego tak ważne jest uczestniczenie w Eucharystii zwyczajnie w swoim kościele parafialnym albo we wspólnocie parafialnej, którą się wybierze, na przykład w związku z wyjazdem do pracy zagranicę. Ta sama grupa wiernych, ta stałość miejsca i świątyni, będzie sprzyjać budowaniu wspólnoty żywego Kościoła. Sprawi, że uczestnictwo w Eucharystii nie tylko będzie niedzielnym obowiązkiem czy kulturowym zwyczajem, ale będzie wciąż wydarzeniem ewangelizacyjnym, czyli uobecniającym żywego Boga pośród swego ludu.

W szkole miłości, którą jest Eucharystia, a o której mówił papież Benedykt XVI, dowiadujemy się, że ważne jest, aby w „obecności Jezusa Eucharystycznego spędzać długie chwile na adoracji.” Poeta powie – „ żyć nie znaczy tylko być żywym, lecz i – przez Boga – być ucałowanym”/Henry Vaughan/. A tym właśnie jest adoracja. Benedykt XVI powie w Kolonii do młodych: „ Łacińskie słowo oznaczające adorację, to ad-oratio - kontakt usta-usta, pocałunek, uścisk, a więc miłość.” Ale również adorować oznacza gest położenia dłoni na ustach, jakby w celu nakazania sobie milczenia. Przypomina nam się Hiob, który rozmawiał w swym nieszczęściu z Panem Bogiem i na końcu swych zmagań z Nim mówi:„ Jam mały, cóż Ci odpowiem? Rękę przyłożę do ust”(Hi 40, 4). A św. Grzegorz z Nazjanzu dopowie, że adorować, to wznosić do Boga „hymn milczenia”. Tak jak powietrze wraz ze wzrostem wysokości staje się coraz bardziej rozrzedzone, tak samo w miarę zbliżania się do Boga słowo musi stawać się coraz krótsze, aby w końcu zamilknąć i złączyć się w milczeniu z Tym, który jest niewysłowiony.

Ale, aby ten pocałunek nie był z naszej strony fałszywy, powinniśmy zgodzić się na pierwsze znaczenie słowa adoracja i to, co ono wyraża w języku greckim. Znów o tym mówił papież Benedykt XVI w Kolonii: „Po grecku brzmi ono (adoracja) proskynesis. Oznacza to gest poddania się, uznanie Boga za naszą jedyną prawdziwą miarę, której normy zgadzamy się przestrzegać. Oznacza, że wolność to nie rozkoszowanie się życiem, uważanie się za całkowicie niezależnych, lecz kierowanie się miarą prawdy i dobra, aby w ten sposób samemu stać się prawdziwym i dobrym. Gest ten jest niezbędny, chociaż nasze pragnienie wolności sprzeciwia się w pierwszej chwili tej perspektywie.” Trudno jest nam uklęknąć, uznać, że jest ktoś większy od nas, ktoś, kto ustanowił pewne prawa i normy, abyśmy wiedzieli jaka jest przestrzeń naszej wolności. My wolimy sami określać granice naszej wolności, szukać szczęścia na własny rachunek. Jeśli zgodzimy się na uklęknięcie przed Bogiem, w geście uznania Go za naszego Pana i Boga, jak mówił św. Tomasz Apostoł, wtedy On sam uczyni kolejny krok i otrzymamy ów pocałunek Chrystusa, który nas wyniesie aż do głębi tajemnicy Boga.

Papież Benedykt XVI mówiąc o eucharystycznej szkole miłości wspomina o czterech wymiarach miłości Boga: Szerokości, Głębokości, Wysokości i Długości (por. Ef 3, 17-18), cytując słowa św. Pawła z Listu do Efezjan. W ten sposób nazwiemy poszczególne części Eucharystii i przerobimy cztery lekcje o miłości Boga.

Temat pierwszej lekcji, to „Obrzędy wstępne”, czyli Szerokość Bożej Miłości. Przychodzimy na Eucharystię i patrzymy na początku na swój duchowy wygląd. Dostrzegamy, że nie wyglądamy najlepiej. Znów się pokłóciłem z bliskimi w domu, nie wytrzymałem i powiedziałem zbyt wiele niepotrzebnych słów. Chciałem w pracy tym razem wszystko robić jak najlepiej i znowu wyszło jak zawsze, czyli niesolidnie. Miałem rzucić palenie i znów sięgnąłem po papierosa. Bardzo mi zależało żeby przestać w końcu pić alkohol, zażywać narkotyki - wytrzymałem pół dnia. Tak bardzo się staram kochać i nie wychodzi. Tak bardzo pragnę być kochany i nie doświadczam tego. Co robić? Kościół zaprasza mnie podczas obrzędów wstępnych Mszy świętej, bym wołał do Chrystusa: „Panie, zmiłuj się nad nami!” Co to znaczy? „Panie, z – miłością przyjdź!” „Panie, miłuj mnie”. „Potrzebuję Twojej miłości, Boże”. „Z – miłością mnie przytul, obejmij”, „Panie, przykryj swoją miłością wszystkie moje grzechy i ich skutki, całą moją biedę”. „Wyciągnij szeroko swoje miłujące ramiona i obejmij mnie, przygarnij mnie, ukryj mnie przy Twoim kochającym sercu”.

To jest ta Szerokość Bożej Miłości – rozciągnięte na krzyżu szeroko ramiona Jezusa, które pragną mnie przygarniać w każdej Mszy świętej, zwłaszcza podczas obrzędów wstępnych. Jeśli nie przychodzę na Mszę świętą albo nie wiem, po co przychodzę, to nie doświadczę owego objęcia Szeroką Bożą Miłością, nie doświadczę oczyszczenia z moich słabości i mojej biedy. Natomiast kiedy świadomie pozwalam się Chrystusowi obejmować Jego ukrzyżowanymi ramionami, to wówczas przyjmuję całą Szerokość Jego miłości. Następnie będę mógł w podobny szeroki sposób kochać moich bliskich i każdego człowieka – rozciągając szeroko swoje ramiona i przygarniając każdego.

Druga lekcja o Miłości Boga ma temat: „Liturgia słowa”, czyli Głębokość Bożej Miłości. Czytamy w Liście do Hebrajczyków: „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12). W ten sposób Boża miłość jest głęboka. Boże słowo wchodzi w nas najgłębiej jak tylko można. Ono zna całą prawdę o nas i wie, w jaki sposób teraz pragniemy być kochani. To jest w pewnym sensie macierzyński wymiar Bożej miłości. Tak kocha dobra matka. Nie zawsze tak samo. Mama inaczej kocha, gdy człowiek jest pod jej sercem, inaczej gdy jest niemowlakiem, inaczej, gdy dorasta i jeszcze inaczej, gdy już opuścił dom. Podobnie inaczej mama kocha, gdy człowiek jest zdrowy, inaczej gdy jest chory, inaczej gdy jest smutny, a jeszcze inaczej, gdy coś nie wyszło. Mądra mama dostosowuje swoją miłość do okoliczności, jakie dziecko przeżywa. Czasem pocieszy albo zachęci, czasem pouczy albo skarci.

Podobnie jest ze słowem Bożym, które czytamy w czasie liturgii mszalnej. Nie każdy z uczestników słyszy to samo. Każdy przyjąć może to, czego najbardziej potrzebuje. A i to samo słowo czytane i usłyszane przez tę samą osobę, ale w innym dniu, w innych okolicznościach życiowych, jest inaczej przez nią odbierane. Roman Brandstaetter wspominał chętnie, że jego dziadek często mu przypominał: „Staraj się czytać Biblię na różne sposoby”. A kiedy mały Romek nie rozumiał czytanego tekstu hebrajskiego, wtedy dziadek mu przypominał, że nie musi go rozumieć, ważne, żeby pamiętał. Jeśli będziemy słuchać i zapamiętywać słowa Biblii, to Biblia będzie słuchać nas i pamiętać o nas. My nie musimy całego Słowa rozumieć. Wystarczy, że Słowo rozumie nas.

Jeśli nie przyjdziemy na Eucharystię, nie posłuchamy Bożego słowa, co ma nam do powiedzenia, jak pragnie nas przenikać, z czego chce nas oczyszczać, to będziemy mieli trudności z twórczą miłością. Będziemy wciąż kochać tak samo i dziwić się, że to nie działa. Nawet piosenka nam podpowiada, że „kochać to nie znaczy, zawsze tak samo”. Nasza ludzka miłość jest bardzo powierzchowna, nie umie patrzeć w głąb, przenikać pragnień i myśli naszych bliźnich. Kiedy zaś doświadczymy za każdym razem podczas Liturgii słowa we Mszy świętej takiej głębokiej miłości, jakiej właśnie potrzebujemy, wówczas sami wobec naszych bliskich i napotykanych na co dzień ludzi, będziemy odczytywali, w jaki sposób dziś, teraz pragną być kochani. Co mamy im powiedzieć, jak zareagować, jaką postawę przyjąć.

Tematem trzeciej eucharystycznej lekcji o miłości Boga jest: Liturgia Eucharystii, czyli Wysokość Bożej Miłości. Podczas tej części Mszy świętej dokonuje się przeistoczenie. Boża Miłość zstępuje z wysoka na ziemię, na ołtarz. Jest to miłość nie z tej ziemi, miłość z wysoka. Ta miłość przychodzi zawsze, kiedy tylko kapłan sprawuje Najświętszą Ofiarę. Ta miłość z wysoka jest przede wszystkim wierna. Bóg jest wierny swojej miłości wobec człowieka. Nigdy tej miłości nie cofnie.

Pewien mężczyzna został sam z dwójką dzieci. Żona od nich odeszła. Koledzy mu mówią: „Ożeń się, masz prawo do szczęścia”. On niezmiennie odpowiadał: „ Ja mam żonę. Ślubowałem wierność, niezależnie od tego, co ona zrobi. Ja wciąż na nią czekam”. U niektórych rodziło to śmiech, u innych wyrzuty sumienia, a jeszcze u innych szacunek. Skąd czerpał moc do takiej miłości z wysoka? Zawsze, co niedziela, przychodził z dwójką swoich dzieci na Mszę świętą. Mało tego. Bardzo często, niemal codziennie, odprowadzając dzieci do szkoły, mając po drodze kościół, wstępował z nimi na parę chwil adoracji przed Najświętszym Sakramentem.

Nie jest łatwo kochać miłością z wysoka, miłością wierną. Mała dziewczynka otrzymała na urodziny klocki. Po zabawie układa klocki z powrotem do pudełka. Nie udaje się. Za każdym razem zostaje parę klocków, które się nie mieszczą w pudełku. Przychodzi do mamy i prosi o pudełko większe. Mamy patrzy na pudełko, które przyniosła córka i widzi, że jest to pudełko oryginalne, właśnie od tych klocków. Mówi więc do swego dziecka: „Nie potrzebne jest ci inne pudełko, poukładaj lepiej klocki, a na pewno wszystkie się zmieszczą”.

 Dzisiaj bardzo często, kiedy coś się nie układa między małżonkami, między przyjaciółmi, zamiast lepiej układać relacje, to zmieniamy męża-żonę czy przyjaciela. Jak w znanej piosence: „Znów się zepsułeś i wiem co zrobię, zamienię cię na lepszy model”. Lepiej poukładajmy relacje, porozmawiajmy, nawiążmy dialog, posłuchajmy się nawzajem i w końcu, jeśli potrzeba, przebaczmy sobie. Okazuje się, że następne, tak łatwo i pochopnie budowane relacje czy związki emocjonalne z innymi ludźmi, wcale nie muszą być lepsze i łatwiejsze. Uczmy się miłości z wysoka, tej wiernej, która zawsze przebacza. Oczywiście najpierw takiej miłości musimy doświadczyć. Świat sam z siebie tak nie potrafi kochać. Dlatego tak ważne jest uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii. By przynajmniej raz na tydzień napełniać się miłością z wysoka, miłością nie rezygnująca nigdy z człowieka. Kiedy sam doświadczę takiej miłości, będą ją mógł świadczyć wobec moich bliskich i innych.

Wreszcie ostatnia, czwarta lekcja o Bożej Miłości. Jej temat, to: „Obrzędy zakończenia, czyli Długość Bożej Miłości”. Ojciec Święty, Benedykt XVI, w tym samym przemówieniu w Kolonii, powie jeszcze: „Ciało i Krew Chrystusa zostały nam dane po to, abyśmy my sami z kolei zostali przemienieni. My sami mamy stać się Ciałem Chrystusa, Jego krewnymi. Wszyscy pożywamy ten sam chleb, a to oznacza, że między sobą stajemy się jednym. Adoracja, jak powiedzieliśmy, staje się w ten sposób jednością. Bóg nie jest już przed nami, jako Całkowicie Inny. Jest w nas, a my jesteśmy w Nim. Jego dynamika przenika nas i z nas chce przejść na innych i objąć cały świat, aby Jego miłość stała się rzeczywiście dominującą miarą świata.”

Natomiast w orędziu na XXII ŚDM ten sam papież napisał: „Horyzont miłości jest rzeczywiście bez granic: jest nim cały świat”. Horyzont miłości jest bez granic, czyli Długość Bożej Miłości jest nieograniczona. Dlatego też  słyszymy na koniec każdej Mszy świętej: „Idźcie w pokoju Chrystusa!”. I tak naprawdę Eucharystia się nie kończy. Tajemnica Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa, celebrowane podczas Mszy świętej ma trwać w nas i ma być przez nasz roznoszona dalej, jak długi jest horyzont i świat.

Taką więc, Bożą miarą miłości, mamy mierzyć nasze relacje z bliźnimi. Tymczasem zapominamy o tym, o czym pisał Jan Ewangelista: „ Jeśliby ktoś mówił: <>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”(1J 4,20).  Na krzyżu Chrystus dokonał wyjątkowej, absolutnej przemiany: nienawiści w miłość, śmierci w życie. Ojciec Święty, Benedykt XVI,  porównał w Kolonii tę przemianę do rozszczepienia atomu, do reakcji łańcuchowej: „Śmierć została, by tak rzec, głęboko zraniona, tak iż nie może już do niej należeć ostatnie słowo. Jest to, posługując się znanym nam dzisiaj obrazem, rozszczepienie atomu w najgłębszej istocie - zwycięstwo miłości nad nienawiścią, zwycięstwo miłości nad śmiercią. Tylko ten głęboki wybuch dobra, zwyciężającego zło, może wywołać następnie łańcuch przemian, które stopniowo odmienią świat.”

Uczestnicząc w Eucharystii, adorując Najświętszy Sakrament, przyjmując Ciało Chrystusa w Komunii Świętej – wchodzimy w ten łańcuch przemiany: nienawiści w miłość, śmierci w życie. Nie może na nas przerwać się ten łańcuch jedności, ta eksplozja dobra, ta rewolucja miłości. Pewien mężczyzna przygotowywał się do ślubu. Wstąpił do sklepu, by kupić garnitur. Ekspedientka zapytała, jakiego koloru ma być ubranie. Wówczas odpowiedział, że wszystko jedno, ważne jest natomiast, aby garnitur był z materiału, który bardzo szeleści. Na zdziwioną minę sprzedawczyni dopowiedział: „ Moja narzeczona jest osoba niewidomą. Nie będzie widzieć mojego garnituru, ale chcę, aby go słyszała.

Dzisiejszy świat coraz rzadziej widzi prawdziwą miłość. Ludzie bardzo rzadko doświadczają w swoim życiu czym jest Szerokość, Głębokość, Wysokość czy Długość Bożej Miłości. Dlatego nie tyle potrzebny jest nieśmiały szelest naszej eucharystycznej formacji, objawiający światu, gdzie może spotkać miłość, której naprawdę pragnie i naprawdę potrzebuje. Potrzebny jest krzyk, o którym wspomina papież Benedykt na zakończenie swego orędzia do młodych: „Niechaj Maryja, Matka Chrystusa i Kościoła, dopomoże wam rozgłosić wszędzie tego krzyk, który przemienił świat: „Bóg jest miłością!” .

Na polach Marienfeld koło Kolonii, gdzie w niedzielę rano była celebrowana Eucharystia pod przewodnictwem Benedykta XVI, na zakończenie Światowych Dni Młodzieży, zgromadziło się około 2 milionów ludzi. Wieczorem dzień wcześniej odbywało się nocne czuwanie modlitewne. Tak jest zawsze na każdym spotkaniu papieża z młodymi. Wówczas po raz pierwszy podczas takiego nabożeństwa, na potężnym placu pojawiła się wielka monstrancja z Najświętszym Sakramentem. Obok grupy młodych Polaków, którzy wszyscy, jak na komendę, padli na kolana, znajdowała się grupa młodych, mówiąca w języku niemieckim. Oni jednak nie rozumieli, co się dzieje. Wcześniej grali w karty, nie interesując się bynajmniej tym, co dokonywało się podczas czuwania. Nikomu jednak nie przeszkadzali. Byli. Przeżyli jednak konsternację. Patrzą na telebim i widzą, że pojawił się jakiś złoty przedmiot, na widok którego, tysiące ludzi dziwnie zareagowało – uklęknięciem. Patrzyli na telebim, patrzyli na klęczących w ciszy ludzi i byli oszołomieni. To było widać na ich twarzach. Przestali grać w karty i usiedli, rozglądając się w zadziwieniu. To był potężny krzyk, jaki rozległ się w ciszy na polach Marienfeld. Krzyk prostego świadectwa – przyszła do nas Miłość!

aktualizowano: 2015-07-29

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

Fundacja SZCZECIŃSKA

ul. Królowej Korony Polskiej 28E, 70-485 Szczecin skr. 167, tel. 91 885 1 845, KRS 0000281775, REGON 320361925, NIP 8513012136 2025 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone