Poniedziałek, 09 grudnia 2024 r. imieniny: Anety, Leokadii, Wiesława | Poniedziałek II tygodnia adwentu | Wspomnienie dowolne Św. Jana Diego Cuahtlatoatzin

konferencje 2015

konferencje 2015 7 sierpnia 2015 wyświetleń: 1804

Konferencja 05.08.2015 r.

„Jeśli słyszysz w swoim sercu Głos, który ci podpowiada, że droga, którą idziesz nie jest twoją drogą; że Bóg przygotował dla ciebie inną drogę, inne zadania, to nie bój się tego Głosu. Pozwól Mu się przebić. Dużo się módl”.

ODWAGA PÓJŚCIA ZA CHRZYSTUSEM

 

„Jeśli słyszysz w swoim sercu Głos, który ci podpowiada, że droga, którą idziesz nie jest twoją drogą; że Bóg przygotował dla ciebie inną drogę, inne zadania, to nie bój się tego Głosu. Pozwól Mu się przebić. Dużo się módl”.

Ponad cztery lata temu, mniej więcej takie zdanie powiedziałem, „na dowiedzenia”, do młodego mężczyzny, studenta, z którym uczestniczyłem w warsztatach muzycznych. Niesamowite było to, co po tych słowach zobaczyłem w jego oczach, na jego twarzy. Kotłowało się tam wiele emocji: zdziwienie, lęk, gniew, strach. Nie potrafił nic powiedzieć, a ja byłem dumny z siebie i dziękowałem Bogu, że pomógł mi go „odkryć”.

Spotkałem w życiu wiele takich osób. Dziewcząt, chłopaków. Starszych, młodszych. Oczywiście nie każdy usłyszał ode mnie osobiste słowo, ale dla mnie ci ludzie są dowodem na to, jak wielki jest strach, jak wielka obawa, by pójść za głosem Pana.

Nie jestem osamotniony w moich obserwacjach, bo przecież jest w ludziach pewien zmysł, który podpowiada im, że ktoś się nadaje do pewnych rzeczy, a ktoś inny się nie nadaje. Każdy z nas pewnie usłyszał w swoim życiu zdanie w stylu: „nadajesz się na lekarza, na nauczyciela, będziesz dobrym piłkarzem, fryzjerką, artystą”. I pewnie wielu z nas usłyszało również, że nadaje się na bycie księdzem, czy siostrą zakonną. Szczególnie starsze osoby mają śmiałość i łatwość, by takie sądy czynić. I nie są to sądy bezpodstawne, bo jak mówiłem posiadamy pewien zmysł, ułatwiający nam – na podstawie zwykłych obserwacji stwierdzić, że młody chłopak dobrze kopiący piłkę może zrobić karierę w świecie futbolu, a chłopak, służący do Mszy świętej, pięknie czytający słowo Boże, może zostać księdzem. Gorzej, gdy dobry piłkarz jest ministrantem…ale o tym za chwilę.

Pójdźcie za mną” usłyszeli od Jezusa rybacy Szymon i Andrzej. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim – podaje ewangelista Mateusz, który z resztą też odpowiedział błyskawicznie na zaproszenie Jezusa, zostawił komorę celną i poszedł za Mistrzem.

To takie łatwe. W jednym momencie odciąć się od dotychczasowego życia, zostawić swoje zajęcia, zostawić rodzinę i pójść za Nim. To takie łatwe. Czy rzeczywiście? Bo jeśli to takie łatwe, to dlaczego mówimy o kryzysie powołań? Jeśli to takie łatwe, to dlaczego w Europie Zachodniej pustoszeją klasztory i seminaria, dlaczego młoda kobieta w habicie, czy młody mężczyzna w sutannie to biały kruk?

Po święceniach i prymicjach podróżowaliśmy rocznikowo po różnych sanktuariach, by dziękować za dar powołania. Pewnego razu spotkaliśmy w autobusie młodych ludzi, mieszkających na stałe w Irlandii. Oni widząc nas dziwili się: „Tacy młodzi księża?!”. I tłumaczyli, że w Irlandii ciężko o taki obrazek.

Jednak wróćmy na nasze podwórko.

Ewangelia pokazuje nam, że jest możliwa szybka decyzja, radykalna decyzja, jak chociaż w przypadku celnika Mateusza.  I jeśli popytamy księży, jak to było z ich powołaniem to owszem, usłyszymy: „Nie było się nad czym zastanawiać. Ja od zawsze chciałem być księdzem”. Jednak znaczna część odpowie: „Nie. Nie chciałem być księdzem. Gdyby ktoś powiedział mi X lat temu, że będę chodził w sutannie, to bym go wyśmiał i zwyzywał”.

Ale Ewangelia, czy w ogóle Pismo Święte pokazuje nam również, jak trudno jest odpowiedzieć Bogu „TAK”.

Weźmy na przykład bogatego młodzieńca, który przyszedł do Jezusa i pytał, co ma zrobić, by osiągnąć życie wieczne? I choć jest to szerszy przykład, bo dotyczy kwestii świętości i zbawienia, to można go zawęzić również do kwestii powołania. Bogaty młodzieniec żyje zgodnie z przykazaniami, wypełnia prawo. A Jezus mówi: jednego ci brakuje: sprzedaj wszystko co masz, rozdaj ubogim, a potem pójdź za Mną. Młodzieniec odchodzi zasmucony, bo był bardzo bogaty. Jak trudno jest zostawić mu jego majątek i pójść za Mistrzem. Przecież ma dobre intencje, żyje tak jak nakazuje prawo żydowskie. Ale nie ma odwagi zostawienia wszystkiego, chce mieć jakieś zabezpieczenia.

Taki jest dzisiejszy człowiek. Trudno mu radykalnie odciąć się od wszystkiego, co ma, by w całości poświęcić się Jezusowi. Bogactwo młodzieńca ma wymiar symboliczny. Nie mamy milionów na koncie, wielkich posiadłości, zabezpieczeń, jednak to co mamy, co posiadamy skutecznie nam przeszkadza w powiedzeniu Panu Bogu TAK.

Świat proponuje nam tak wiele, zasypuje nas z każdej strony swoimi ofertami, które zagłuszają głos Boga. Mówił o tym papież Benedykt XVI w orędziu na Światowy Dzień Modlitw o Powołania Kapłańskie i Zakonne, 15.05.2011 r.

Zwłaszcza obecnie, gdy głos Pana zdaje się być zagłuszany przez „inne głosy”, a propozycja, by pójść za Nim i ofiarować Mu swoje życie może wydawać się zbyt trudna, każda wspólnota chrześcijańska i każdy wierzący powinni podjąć świadomie zadanie wspierania powołań. Jest ważne, by dodawać odwagi i wspierać tych, którzy przejawiają jasne znaki powołania do kapłaństwa czy do życia zakonnego, aby czuli wsparcie całej wspólnoty w powiedzeniu „tak” Bogu i Kościołowi.

Papież zauważa, że propozycja pójścia za Jezusem jest w dzisiejszych czasach bardzo trudna i bez wsparcia z zewnątrz, bez dodawania odwagi młodym ludziom jest im po prostu ciężko podjąć decyzję.

Idziemy w pielgrzymce, której główną intencją są nowe, liczne i święte powołania kapłańskie. Każdy ma oczywiście swoje intencje, ale nie wiem czy macie świadomość, co my tutaj robimy? To nie jest tylko pobożne dreptanie w kierunku Jasnej Góry, dawanie świadectwa naszej wiary, sprawdzanie swojej wytrzymałości. Nie! Każde powołanie w naszym Kościele lokalnym, w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej jest podbudowane naszym trudem. I czy księża z naszej archidiecezji mają tego świadomość, czy nie; czy my mamy tego świadomość czy nie – TAK JEST! Kiedy rośnie ci trzeci raz w tym samym miejscu bąbel, kiedy puszcza ci ścięgno, to wiedz, że jest to twój grosz dorzucony na konto rodzenia się i wzrostu powołań. Ich świętość nie jest oczywiście wprost proporcjonalna do naszego wysiłku czy do wielkości naszych bąbli, ale mamy w tym swój udział.

Uczestniczymy w jakiś sposób w tym zaproszeniu Benedykta XVI do troski o powołania. Chcemy też dodawać wsparcia, otuchy, odwagi tym, którym tej odwagi brakuje. Niech to dziś wybrzmi: Słuchajcie, jesteście potrzebni! „Jeśli słyszysz w swoim sercu Głos, który ci podpowiada, że droga, którą idziesz nie jest twoją drogą; że Bóg przygotował dla ciebie inną drogę, inne zadania, to nie bój się tego Głosu. Pozwól Mu się przebić. Dużo się módl”.

Emerytowany biskup Rzymu zwraca uwagę na tzw. „inne głosy”, zagłuszające ten najważniejszy Głos. Co może być takim głosem u młodego człowieka? Pochylmy się nad kilkoma takimi głosami.

Ułuda pieniądza. Świat zachęcający do wygody, łatwego życia.

Mamy takie czasy, jakie mamy – choć nie można powiedzieć, że w przeszłości pieniądz nie rządził światem. Owszem, od zarania dziejów, chęć posiadania, gromadzenia dóbr napędza działania ludzkie. Człowiek zawsze lepiej się czuje, gdy ma jakieś zabezpieczenia, pokaźne kwoty na koncie. Tak jak wspomniany już bogaty młodzieniec. A Jezus uczy, że nie mamona jest najważniejsza w życiu, że warto gromadzić sobie skarby w niebie. Sam Jezus nie miał żadnych zabezpieczeń. On mając naturę Boga, nie uznał za stosowne korzystać ze swojej  równości z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjmując naturę sługi i stając się podobnym do ludzi. (Flp 2, 6-7) Jezus przemierzał Ziemię Świętą w jednych sandałach. Posyłając uczniów na misję, powiedział do nich, by nie brali ze sobą drugiego płaszcza i sandałów, że mają żyć z tego, co otrzymają od innych, i że ma to być zapłata za ich posługę, za głoszenie Dobrej Nowiny.

Młodego człowieka może przerażać taki styl życia, rezygnacja z dobrodziejstw i uciech tego świata, z przyjemności, które świat proponuje. Jednak jeśli osoba powołana – kapłan bardziej będzie troszczył się o zbytki tego świata, będzie troszczył się o swój byt, to kto zatroszczy się o powierzone mu owce?

Ojciec duchowny w seminarium powtarzał nam, że „jeszcze żaden dominus vobiscum nie umarł nad pustą miską” oraz „nawet księdzu mieszkającemu w lesie zawsze ktoś coś przyniesie”.

Nie należy się przerażać tym, jaki będzie mój byt w kapłaństwie. Prawda jest taka: gdy ludzie widzą, że ksiądz całe serce wkłada w swoją posługę, to zawsze się o niego zatroszczą. Znakiem powołania jest chęć życia w ubóstwie ewangelicznym, które nie jest oczywiście dziadostwem, ale łączeniem się z Chrystusem, który ogołocił samego siebie, by służyć ludziom. Taki ma być kapłan.

Zły wizerunek Kościoła kreowany przez media, afery.

To, jak postrzegany jest Kościół, również wpływa blokująco na młodego człowieka, którego woła Pan Bóg. Człowiek uczciwy nie chce być utożsamiany z tym złym obrazem Kościoła. Wkładając sutannę, czy habit stajesz się człowiekiem Kościoła, jego reprezentantem. Może się zdarzyć, że na ulicy zostaniesz wyzwany od złodziei, pedałów, pedofilów. Moje czteroletnie doświadczenie noszenia sutanny pokazuje jednak, że takich sytuacji jest bardzo mało, więcej jest ludzi życzliwych.

Nie chcę też wybielać księży, bo rzeczywiście szatan ich nie oszczędza. Księża tym bardziej są wystawiani na próbę, poddawani pokusom i niestety im ulegają. Ludzie bardzo szybko to zauważą, a media rozdmuchają do wielkich rozmiarów. Jezus mówi: Uderzą pasterza, a rozproszą się owce. (Mk 14, 27) Pięknie by było, gdyby księża mieli naturę aniołów. Jednak ksiądz jest wybrany spośród ludu, jest człowiekiem – ma grzeszną naturę i może błądzić.

Ważne byśmy pamiętali w modlitwie o naszych duszpasterzach, bo oni szczególnie są narażeni na pokusy.

Uważam, że jestem za słaby, że się nie nadaję, że kapłaństwo przerasta moje siły.

Nie czcili byśmy wielu świętych, gdyby pozostali tylko na tym poziomie, gdyby nie przemogli swoich obaw związanych z wątłym zdrowiem, słabymi wynikami w nauce, lękami przed publicznymi wystąpieniami, z krzywym nosem czy wadą wymowy.

W Starym Testamencie mamy wiele przykładów na to, że ci, którzy bali się pójść za głosem Boga, stali się wielkimi narzędziami w Jego ręku. Prorok Jeremiasz, gdy został powołany powiedział: Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem! (Jr 1,6) A Bóg mu odpowiedział: Nie mów „Jestem młodzieńcem”, gdyż pójdziesz dokądkolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić. (Jr 1,7-8).

Pan Bóg chce cię zapewnić, że jeśli pójdziesz za Jego głosem – on ochroni Twoje powołanie. Da ci wystarczająco dużo sił do pokonywania swoich lęków, słabości i trudów dnia codziennego.

Wątpliwości miał też bł. Wincenty Frelichowski. W swoim pamiętniku, dnia 15.02.1931 roku, zostawił taki zapis: Okres matury zbliża się coraz prędzej (…). Lecą dni, godziny, a ja co robię? Prawda, uczę się i przygotowuję do niej. Chcę ją zdać i zdać ją muszę. Ale co potem? Co potem mam począć; czym mam zostać? Moje wewnętrzne przekonanie, życzenia krewnych, a zdaje się, że i pragnienia rodziców, wszystko to skłania mnie do tego, abym został księdzem. I ja sam to czuję we mnie i w tym zawodzie czuje moje szczęście. Ja chcę być przewodnikiem ludu naszego. Chcę mu objawiać prawdy Boskie i uczyć go miłości Bożej. Ale o powołaniu na księdza ja czuje tak wysokie wyobrażenie, że gdy nie będę czuł, że odpowiadam warunkom, to z bólem serca, ale odstąpię. Lecz w tym ja widzę mój jedyny cel życia. (…). Chciałbym być księdzem, by móc do Boga zanosić modlitwy (…), czynić, spełniać Ofiarę Świętą. Piastować Jezusa w swych rękach i dawać Go ludziom. Spełniać tę świętą służbę Bożą, to moje największe życzenie, marzenie od dzieciństwa! I teraz stojąc u progu lat szkolnych, stojąc na bezdrożu życia mam się zastanowić, czy spełnię to powołanie, ten głos Boży wołający w mej duszy, czy też wybrać sobie inny zawód. Zastanowić się mam, czy może w innym zawodzie byłbym pożyteczniejszy, czy mógłbym lepiej wypełnić słowa Chrystusa i będąc mężem rodziny, żyjąc w społeczeństwie, być kapłanem świeckim (…): przez uświęcenie siebie samego uświęcić stany i przez stany społeczeństwo.

Takie wątpliwości budziły się w osiemnastoletnim Wincentym. Nie skończyły się one z chwilą przekroczenia murów seminarium w Pelplinie. Jego pamiętnik pełen jest takich duchowych rozterek. Błogosławiony Wincenty Frelichowski został kapłanem – większość kapłańskiego życia spędził w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie zmarł w opinii świętości, 23.02.1945 r.

Inny przykład: św. Jan Maria Vianey,  patron wszystkich kapłanów, ledwo skończył seminarium, bo miał kłopoty z nauką. Po święceniach tak się „wyrobił”, że dziś jego kazania uważane są za perły kaznodziejskiej sztuki.

Nie łatwo jest przerobić lęk związany z moim niedomaganiem, jednak świadomość, że Pan Bóg nie opuści mnie w mojej słabości powinien dodawać odwagi.

Moja grzeszność, przeszłość. „Taki grzesznik, jak ja, nie nadaje się”.

Tutaj podobnie jak w powyższych przykładach: nie mielibyśmy wielu świętych, gdyby przy wyborze życiowej drogi pozostali tylko na tym poziomie.

Największy przykład to św. Paweł – Apostoł Narodów. Wielki prześladowca pierwszych chrześcijan. Gdy Pan go dotknął pod Damaszkiem, stał się Jego wielkim narzędziem. Grzeszna przeszłość Pawła tak naprawdę była napędem jego działania. Jak pisze w swoich listach: Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. (2 Kor 12,8-9)

Gdy Bóg powoływał Izajasza, ten przerażony powiedział: Biada mi, jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana zastępów! Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł: „Oto dotknęło to warg twoich: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech”. I usłyszałem głos Pana mówiącego: „Kogo mam posłać? Kto by nam poszedł?”. Odpowiedziałem Mu: „Oto ja, poślij, mnie!”. (Iz 6, 5-8)

Pan Bóg chce się posługiwać ludźmi, którzy mają ciemną przeszłość, bo ich nawrócenie jest świadectwem i dowodem na Jego działanie. Nie bój się swojej przeszłości. Idź za Głosem Pana!

 

Idąc za Głosem Pana za dużo stracę, nie chcę poświęcać kariery, talentu.

I tu wróćmy do wcześniejszego przykładu: co ma zrobić młody chłopak, przed którym rysuje się kariera piłkarska i jednocześnie słyszy w sercu zaproszenie na drogę powołania?

Okazuje się, że myślenie, iż coś zaprzepaszczam, tracę, poświęcam, myślenie które towarzyszyło przy decyzji o wyborze drogi życia, szybko zmienia się po wstąpieniu do seminarium. Talenty szybko są wychwytywane. To słychać później w świadectwach powołania. Może nie zrobisz kariery w pierwszoligowej drużynie piłkarskiej, ale odniesiesz z drużyną seminaryjną zwycięstwo w ogólnopolskim seminaryjnym turnieju piłkarskim. Natomiast w kapłaństwie będziesz uwielbiany przez ministrantów, gdy pójdziesz z nimi pokopać piłkę, i co najważniejsze: grasz w najlepszej drużynie – drużynie Pana Boga – najwyższa liga! Może mając talent wokalny nie zaśpiewasz na najlepszych scenach i nie sprzedasz miliona płyt, ale z zespołem seminaryjnym będziesz śpiewał o Bogu i w ten sposób ewangelizował – (tu też można wydać nie jedna płytę). Może mając talent aktorski, nie zagrasz w filmie Stivena Spielberga, ale w seminarium zapalisz braci do organizowania wieczorów poezji, a w kapłaństwie zainspirujesz swoich uczniów do brania udziału w przeglądach recytatorskich. Może twoje zdjęcia nie ukażą się w National Geographic, ale będąc fotografem seminaryjnym rozwiniesz swoją pasję – twoje zdjęcia będą publikowane w wielu portalach katolickich.

Gdyby brat Albert Chmielowski pozostał tylko artystą, nie pomógłby tysiącom bezdomnych. Gdyby Karol Wojtyła pozostał tylko artystą, nie mielibyśmy papieża Polaka i wielkiego świętego naszych czasów.

Jeśli będziesz chciał, w kapłaństwie rozwiniesz swój talent do takich rozmiarów, że sam będziesz zaskoczony. Talent może okazać się twoim podstawowym narzędziem ewangelizacji i pracy duszpasterskiej. Ks. Jan Twardowski wielką przyjemność czerpał z pisania – zaczytują się w nim miliony Polaków. Podobnie ks. Józef Tischner.

Pan Bóg wie co robi, pukając do twego serca. Nie raz cię zaskoczy.

 

Rozpatrzyliśmy kilka „głosów” świata, które skutecznie zagłuszają Głos Pana Boga przebijający się do serc młodych ludzi. Dzisiejszy świat jest bezwzględny i będzie chciał cię zatrzymać dla siebie, a Pan Bóg ciągle puka, i puka, i puka…

Papież Benedykt XVI w liście do seminarzystów z 18.10.2010 r. napisał: Wy, drodzy przyjaciele, mimo tych obiekcji i opinii postanowiliście wstąpić do seminarium, to znaczy weszliście na drogę wiodącą do posługi kapłańskiej w Kościele katolickim. I dobrze zrobiliście. Ludzie zawsze będą bowiem potrzebowali Boga, również w epoce dominacji techniki nad światem i globalizacji: Boga, który objawił się nam w Jezusie Chrystusie i gromadzi nas w Kościele powszechnym, abyśmy z Nim i za Jego pośrednictwem uczyli się prawdziwego życia, byśmy przypominali i stosowali kryteria prawdziwego człowieczeństwa. Tam gdzie człowiek nie dostrzega już Boga, życie staje się puste; wszystko jest niewystarczające. Człowiek szuka ucieczki w upojeniu albo w przemocy, która coraz bardziej zagraża młodzieży. Bóg żyje. Stworzył każdego z nas, zna więc wszystkich. Jest tak wielki, że znajduje czas na nasze małe rzeczy: «U was nawet włosy na głowie wszystkie są policzone» (Mt 10, 30). Bóg żyje i potrzebuje ludzi, którzy istnieją dla Niego i niosą Go innym. Tak, zostanie kapłanem ma sens: świat potrzebuje kapłanów, pasterzy, dziś, jutro i zawsze, dopóki istnieje.

Zakończę słowami, cytowanego już bł. Wincentego Frelichowskiego, napisanymi 1.10.1935 r. gdy był już klerykiem piątego roku: Nie ja wybrałem, ale Tyś mnie wybrał, o Chryste. Nie wiem czym  na to zasłużyłem. Niczym, bo niczym jestem. Na co moje zmagania, szarpania, niepewności. Nie uznawałem Twego wyboru. Pomawiałem się o pomyłkę. Ale dziś, Panie, chcę pójść za Tobą. O Panie, oddaję się w ręce Twoje. Nie widzę w sobie materiału na kapłana. Raczej na dobrego męża, raczej na kapłana bożka. Dobrego katolika. Przywódcę. Ale Twoje zamiary względem mnie, widzę, są inne. Dlatego pokornie schylam przed Tobą głowę i ręce moje Tobie podaję.

Pan Bóg powołuje – człowiek odpowiada. Żeby podjąć decyzję o pójściu za Głosem Boga, potrzeba w wielu przypadkach ogromnej odwagi. Pan Bóg jednak daje łaskę. Chroni każde powołanie. Tego możemy być pewni.

Dlatego na koniec jedno słowo: ODWAGI!

 

Ks. Daniel Majchrzak

aktualizowano: 2015-08-07

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

Fundacja SZCZECIŃSKA

ul. Królowej Korony Polskiej 28E, 70-485 Szczecin skr. 167, tel. 91 885 1 845, KRS 0000281775, REGON 320361925, NIP 8513012136 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone