2013
Dzień VII: Brody/Duszniki - Stęszew
Jak miło obudzić się w gronie sześciu sióstr równie zaspanych i rozczochranych jak ja w pokoiku wypchanym nami, śpiworami i bagażami w takim stopniu, że aby dostać się do drzwi do okna, trzeba by zaopatrzyć się w latający dywan. Bynajmniej nie piszę tego ze skwaszoną miną, nie nie. Każdy nocleg jest darem dobrych ludzi i świetną okazją do poznania pątniczej rodzinki biżej, a integruje się z nią coraz mocniej. Wybrałam się na pielgrzymkę, nie znając nikogo, teraz na brak towarzystwa do rozmów nie mogę narzekać. Ludzie tutaj są bardzo otwarci i pogodni. Nawet jeśli nie odzywam się do nikogo i nie wbijam wzrok w maszeruj ace buty wspóbraci, za chwilę spod ziemi wyrasta przy mnie siostra/brat, żeby popytać jak się spało, u kogo i jak nogi się miewają. Na pielgrzymce nie da się nikogo nie poznać. Przechodzimy obecnie przez województwo wielkopolski i jestem pod ogromnym wrażeniem gościnności tutejszych mieszkańców.. Przerwę obiadową mieliśmy we wsi Dobieżyn. Gospodarzy czekających na nas z suto zastawionymi stołąmi było tak wielu, żę trzeba było dzielić sie na grupki 2 - 3 osobowe na każdy dom, aby wszyscy kamiciele mieli kogo u siebie gościć. Dzisiejszy dzień zakończyliśmy w Stęszewie, gdzie odbył się mecz porządkowych vs księzy z wynikiem 2:3. Każdy dzień mnie zaskakuje i napędza do dalszego pielgrzymowania,a wiara w drugą osobę w każdej chwili wzrasta