2013
Dzień VI: Sieraków - Brody/Duszniki
Żaru z nieba ciąg dalszsy. Niestety nie obyło się bez ofiar. Jako "szary pielgrzym" którego zadaniemjest tylko dojść do celu, nie oglądałam się za siebie i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Ale jedna z sióstr opowiadała mi po przejściu trasy, jak to cały dzień biegała w "ogonie" grupy i tylko zbierała z rowów konających pątników, którzy nie mieli sił iść dalej.do postoju obiadowego w pniewach przeszliśmy 2/3 trasyz jednym tylko postojem. Gdy mogłam wreszcie rozciągnąć się na karimacie i zdjąć buty moje stopy były opuchnięte. nie mam na co narzekać, bo wielu pielgrzymów ma już za sobą przekłuwanie pęcherzy, otarcia stóp do krwi, a jeden nieszczęśnik nabawił się dziur w piętach. Nie wiem jakim cudem mu się to udało, ale ani myśli o rezygnacji z pielgrzymki i z poowijanymi nogami maszeruje dalej. Dziś zdobyliśmy pierwszą i mam badzieję ostatnią górską premię. Pierwszy upragniony postój spędziliśmy na zielonej łące z widokiem na jezioro Chrzypsko. Ostatnie dwa kilometry ciągnęły się dla mnie w nieskończoność, ale po wejściu do kościoła pod wezwaniem ŚW. Antoniego w Brodach, zapomniałam o zmęczeniu. Siedziałam w ławce jednego z najstarszych kościołów, istniejących kościołów w Polsce, gdzie większość dekoracji można zalicyzć do zabytków. Budowla duża, solidna, drewniana, pękna! Wieczorem, po odpoczynku u moich gospodarzy wróciłam pod kościół na zabawę. przy dwóch "belgijkach" zasapałam się bardziej niż w ostatnich pięciu kilometrach drogi do Bród. Mimo wysiłku, jaki podejmuję każdego dnia podoba mi się tu coraz bardziej.