Aktualności
Dzień VIII: Stęszew - Śrem
Nastąpił kryzys, sama świadomość liczby kilometrów do przejścia sprawiła, że najchętniej chciałabym aby urawał mi się film i obudziła się już na miejscu. Zastanawiam się, dlaczego tak bardzo osłabił mój początkowy entyzjazm? Czy orzyczyną są opuchnięte nogi upstrzone czerwonymi potówkami, moje zupełnie nie oddychające buty bedącee ich bezpośrednia przyczyną, średnio 5-godzinny sen po którym bydzę się bardziej zmęczona niż wieczorem? A może humor doszczętnie popsuła mi wczorajsza sprzeczka z jednym bratem. Nie wiem, ale dziś przed "rozbieranką" do gospodarzy było mi wszystko jedno. Mało śpiewałam. prawie z nikim nie rozmawiałem. Pierwszy raz zaczełam liczyć przebyte kolometry, już po pierwszych dwóch myśląc, kiedy będzie postój. Wybawieniem okazał się półtoragodzinny popas obiadowy w Brodnicy, gdzie na zielonej trawce usnełam jak dziecko i obudziłam się 5 min przed wymarszem. Najedzona i odespana nabrałam fizycznych oraz duchowych sił i moje pielgrzymie rodzeństwo już nie bało się do mnie podchodzić. Gdy dotarlismy do kościoła w Śremie, Wszystkich ogarnął wielki entuzjazm. Za nami półmetek!!! Mimo dużego zmęczenia oklaskom i śpiewom nie było końca. Jedna z trudniejszych tras była za nami. Nie wszystkim dziś udało się dojść o własnych siłach, spora liczba osób odpadła na trasie i na miejsce dojechali busem. A raczej nim buraczyli. Tak pielgrzymi określają transport z punktu A do punktu B w innej formie, niż o własnych nogach. Tak więc wszelkie możliwe możliwe burakowozy - od sanitarkipo pks były wypełnione strudzonymi ofiarami słońca i pęcherzy. Swoją drogą, patrząc teraz na moje stopy myślę, że niedługo sama będę musiała łapać busa do następnego postoju. Zastanawim się tylko kiedy.